
Z Jackiem Świderskim, prezesem zarządu Wirtualnej Polski rozmawia Andrzej Marciniak.
Żałuje pan dziś decyzji wejścia w telewizyjny biznes?
Nie. Minione miesiące wiele nie zmieniły w naszym postrzeganiu telewizji. W oczach naszych odbiorców nadal jesteśmy głównie producentami treści wideo. I sami chcemy ten wizerunek umacniać, w czym telewizja może nam tylko pomóc.
Ale nie trzeba mieć kanału telewizyjnego, by tworzyć treści wideo?
To prawda. Z drugiej jednak strony nie bardzo możemy konkurować z YouTube, nie zrobimy drugiego Netflixa, nie mamy też wielkiego archiwum polskich seriali i filmów jak nasi telewizyjni konkurenci. Mogliśmy więc pozostać przy robieniu krótkich form wideo do internetu lub wejść także na naziemny multiplex cyfrowy. Wybraliśmy drugą opcję, bo uznaliśmy, że to pozwoli nam osiągnąć więcej w segmencie wideo, także w internecie. Po 21 latach konkurowania ze wszystkimi wejście w koncesjonowany biznes – jakim jest telewizja naziemna – jest dobrą odmianą. Czuję satysfakcję, że mamy swoje miejsce na telewizyjnym pilocie wśród dwudziestu kilku stacji w naziemnej telewizji cyfrowej. Grzechem byłoby nie skorzystać z takiej okazji.
Czy od początku mieliście państwo świadomość pewnych problemów technicznych dotyczących MUX 8?
Zdawaliśmy sobie z tego sprawę, natomiast nie zakładaliśmy, że skala problemu będzie tak duża. Zasięg multipleksu ciągle jest budowany i czekamy na kolejne kroki Emitela, choćby w Warszawie. Nie wiemy jednocześnie, jak duży jest problem na MUX 8 z antenami, a jak duży z zasięgiem. Osobiście nie spotkałem nikogo, kto musiałby zmienić swoją antenę. Jeśli był sygnał, to wystarczyło przestroić telewizor, dlatego uważam, że Emitel powinien szybciej budować zasięg.
Jakie kroki podejmujecie, by rozwiązać wspomniane problemy?
Jesteśmy nowym gościem w telewizyjnym domu i nie chcemy zaczynać od awantur. Niewiele zresztą sami możemy zrobić, poza apelowaniem do Emitela. Na szczęście mamy bardzo dobrą oglądalność w sieciach kablowych i wśród kanałów z MUX 8 jesteśmy numerem 1. Decydują o tym m.in. treści adresowane do odbiorców dużych miast, gdzie operują sieci kablowe. Dzięki temu, problem z naziemną dystrybucją nie jest dla nas tak dotkliwy jak dla innych nadawców.
Czy wyłącznie kłopoty z zasięgiem wpływają na niską oglądalność stacji?
A do czego mamy odnieść dane o oglądalności?
Choćby do wcześniejszych założeń z biznes planu.
Z pierwotnych założeń wycofaliśmy się w marcu, dokonaliśmy aktualizacji i plan jest od tego momentu realizowany. Ponieważ niska oglądalność jest także problemem pozostałych nadawców na MUX 8, wydaje się, że główną tego przyczyną jest niewystarczający zasięg multipleksu. I musieliśmy to uwzględnić w naszej strategii. Oczywiście, pamiętać musimy też o ludzkich przyzwyczajeniach – widzowie muszą najpierw wiedzieć o istnieniu kanału WP i możliwości jego odbioru. Budowanie oglądalności to proces rozłożony na wiele lat. Wierzymy w słuszność obranej drogi, ale gdy nie ma odpowiedniego zasięgu to zmuszeni jesteśmy wolniej budować naszą ofertę programową. A to z kolei nie jest korzystne dla widzów.
Czy większej oglądalności programów z MUX 8 pomogłaby obecność tam stacji TVP?
Oczywiście. Brak kanałów TVP nie ułatwia nam życia. Łatwiej przecież przekonać widza, by przestroił telewizor dla kolejnych siedmiu kanałów niż tylko dla czterech. Jestem bardzo rozczarowany obecną sytuacją, zwłaszcza, że niedawno wiceprezes TVP zasugerował, że kanały publicznego nadawcy mogą trafić na MUX 8 najwcześniej w przyszłym roku. To nie jest dobra informacja.
Spośród największych operatorów jedynie Cyfrowy Polsat nie dołączył jeszcze do swej oferty kanału WP. Co jest tego przyczyną?
Cały czas rozmawiamy na ten temat. Proszę pamiętać, że jako nowy gracz na rynku potrzebujemy czasu na zbudowanie relacji z operatorami, negocjacje i podpisanie umów. Chcemy być w każdej telewizji kablowej i na każdej platformie cyfrowej. Każdy operator może dystrybuować kanał WP nieodpłatnie. Dotyczy to także Cyfrowego Polsatu i nie wyobrażam sobie, że nie znajdziemy się w jego ofercie.
Nadawcy z MUX 8 deklarowali wspólne akcje, mające poprawić ich pozycję rynkową. Skończyło się jedynie na deklaracjach?
Nie. Wspólnie promowaliśmy się w grudniu ubiegłego roku i planujemy to powtórzyć. Czekamy jednak na rozwiązanie problemów z zasięgiem. Obecnie robimy własne pomiary w tym zakresie, bo nie wierzymy Emitelowi. Z danych, jakimi dysponujemy wynika, że mamy ok. 40-procentowy zasięg, co stoi w rażącej dysproporcji z danymi Emitela mówiącymi o 95 proc. Coś tu z pewnością się nie zgadza. Nasza cierpliwość w stosunku do operatora powoli się kończy, podobnie jak i do sytuacji z kanałami TVP – ponosimy opłaty koncesyjne, płacimy operatorowi multipleksu, a nie dostajemy tego, co gwarantują nam zapisy w umowie.
Niewiele jednak możecie chyba zrobić?
Możemy domagać się od Emitela wywiązania się z łączącej nas umowy.
Kanał WP nadaje już pół roku. Jak ocenia pan ten okres?
Telewizja to biznes dla cierpliwych. Nawet taki program jak „#dziejesię16.50”, prowadzony przez Macieja Orłosia, potrzebował kilku miesięcy, by zbudować oglądalność na poziomie 0,6 proc. Dlatego też nauczyliśmy się patrzeć długoterminowo i nie oczekujemy wyników oraz reakcji widzów natychmiast. Na pewno dużo jeszcze mamy do zrobienia w zakresie promocji. Jednak dopóki nie wyjaśnimy problemów technicznych, nie chcemy nadmiernie inwestować ani w kontent, ani w promocję. Byłoby to nieodpowiedzialne działanie wobec naszych inwestorów.
A które z początkowych założeń musieliście korygować?
Z pewnością popełniliśmy sporo błędów, ale też dużo się nauczyliśmy. Na pewno błędem był brak w ramówce od początku filmów fabularnych. Wydawało nam się, że zbudujemy większy kontakt z widzem, gdy zaproponujemy mu seriale zamiast filmów. Jednak ludzie w wolne dni chcą spędzać czas w dużej mierze na oglądaniu filmów. Błędem było, że wcześniej nie sięgnęliśmy po takie osoby jak Barbara Bilińska czy Piotr Walter. Czy można było uniknąć tych błędów – nie wiem. Nie patrzymy w lusterko wsteczne.
Czy mariaż internetu z linearną telewizją sprawdza się i który z tych segmentów korzysta na tym bardziej?
Produkcja treści wideo czy telewizyjnych jest droga i gdybyśmy mieli to robić tylko na potrzeby naszego kanału telewizyjnego to byłoby to nieopłacalne. Natomiast umieszczając je w internecie stać nas na to, by te treści były dużo bardziej atrakcyjne. Jesteśmy więc w dobrej pozycji i czekamy na zmianę nawyków odbiorców, do czego będziemy ich zachęcać. Dziś to, co robimy na potrzeby telewizji zdecydowanie poprawia naszą ofertę w internecie. Takie też było założenie. Nigdy przecież nie było naszą ambicją wygranie z Polsatem czy TVN. Proszę pamiętać, że zespół naszego kanału tworzy kilkadziesiąt osób i liczebnie nie zmienił się wiele od początku. Zawsze natomiast zastanawialiśmy się nad tym, w jaki sposób kompetencje telewizyjne wykorzystać do uatrakcyjnienia oferty internetowej. I to się niewątpliwie udało. Świadczy o tym choćby 2,5-krotny wzrost oglądalności naszych treści wideo w sieci. Dlatego też oceniając nasz biznes trzeba patrzeć łącznie na kanał i internet, bo oba te segmenty ściśle się zazębiają. Co ciekawe, ja wciąż wierzę w przyszłość telewizji linearnej.
więcej w numerze 6/2017