
Rząd rozważa ściąganie
abonamentu RTV za pośrednictwem telewizji kablowych i platform satelitarnych, w myśl założenia, że kto ma w domu płatną telewizję, ten ma też telewizor. Pomysł to nie nowy. Słychać już o nim było wiele miesięcy temu. Został jednak wstępnie przebity przez działającą do dzisiaj, choć dość mało skuteczną formułę egzekucji abonamentów przez Pocztę Polską. Po drodze mieliśmy propozycję ściągania opłat przez elektrownie wraz z rachunkami za prąd lub jako formę podatku przy rozliczaniu PIT-u. Teraz pomysł pierwotny wrócił. Rządzący uznali, że skoro z sieci kablowych korzysta obecnie ok. 4,5 mln abonentów, a z usług platform cyfrowych ok. 5,5 mln, to nie ma siły żeby tych 10 mln suwerenów mogło się wykpić oświadczeniami o braku posiadania odbiorników TV, co byłoby wymagane do ew. zwolnienia z opłat abonamentowych.
Operatorzy mogliby współpracować z Pocztą, odbierając od swoich klientów zgłoszenia rejestracyjne ich odbiorników TV, a następnie przekazując te zgłoszenia lub oświadczenia narodowemu „donosicielowi”. Branża sprzeciwia się temu pomysłowi, zasłaniając się m.in. obowiązkiem ochrony danych osobowych. Tak czy inaczej projekt gotowej nowelizacji ustawy abonamentowej przygotowany przez
MKiDN został z początkiem marca br. skierowany do konsultacji publicznych i uzgodnień międzyresortowych. Ma on uszczelnić dotychczasowy system poboru, który działa bardzo słabo. W sumie na 13,5 mln gospodarstw domowych zarejestrowane odbiorniki ma 6,5 mln, z czego połowa jest zwolniona z tej opłaty (bo np. ma ponad 75 lat). Firmy też abonamentu nie chcą płacić. Robi to tylko 12 proc. z nich. Tymczasem prezes TVP Jacek Kurski, nie może spać spokojnie, bo mu na „misję” nie starcza.