Jesteś tutaj: Telekabel & digital tv > Wywiad miesiąca >> Z głową po unijną kasę

Z głową po unijną kasę

Heller-C303

z dr Krzysztofem Hellerem z firmy doradczej InfoStrategia

rozmawia Andrzej Marciniak

 

Gdyby był pan operatorem kablowym to jaki pomysł miałby pan na sięgnięcie po unijne pieniądze?

 

Rozważałbym możliwość rozciągnięcia swej sieci na obszary, na których normalnie nie inwestowałbym z powodu nieopłacalności. Jednak z dotacją unijną może to już mieć sens. Oczywiście nie każdy operator znajdzie się w takiej sytuacji, bo myślę tu o terenach na obrzeżach miast, przeważnie z rozproszoną zabudową jednorodzinną. To najczęściej obszary, które mogłyby się kwalifikować jak NGA (Next Generation Access), czyli tzw. białe plamy, pozbawione dostępu do szerokopasmowego internetu. Może tam być co najwyżej Orange z ofertą DSL-ową, która jest jednak poniżej 30 Mb/s. Gdyby operator kablowy miał w swej okolicy takie obszary, to przy pomocy unijnych pieniędzy mógłby łatwiej na nich zainwestować.

 

Ograniczeniem może być jednak skala inwestycji oraz kwalifikacja terenów…

 

To prawda. Obecnie Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji nie chce się za bardzo rozdrabniać i zamierza ustalić dolny pułap wartości inwestycji na poziomie 5 mln zł, co dla małych operatorów może być zbyt dużą kwotą. Bardzo ważne jest też spełnienie warunku kwalifikacji terenu jako takiego, na którym dopuszczone będzie dofinansowanie. Obecnie toczy się walka o to, czy za obszar NGA trzeba uznać całą miejscowość, czy też można ją np. podzielić. Oczywiście jest pewna grupa inwestorów, która lobbuje za pierwszą opcją, bo nie chce wpuścić ewentualnej konkurencji na teren swej działalności.

 

A czy przepisy unijne dopuszczają możliwość takiego dzielenia miejscowości na mniejsze obszary?

 

Tak. W wydanych wytycznych (tzw. GBER) określono dopuszczalność pomocy publicznej i dotyczy to także inwestycji w sieć szerokopasmową. Postanowiono, że obszar uznaje się biały, jeżeli nie ma tam ani jednego łącza, którego przepustowość przekracza poziom 30 Mb/s. Państwa członkowskie uzyskały prawo do definiowania takich obszarów. Nie jest więc z góry powiedziane, że ma nim być całe miasto czy tylko jego część. To daje pewną swobodę działania. Na razie dyskusja idzie w kierunku sensownego określenia takich terenów w oparciu o dane dotyczące istniejącej infrastruktury i dane operatorów, przekazywane do UKE. Konsultacje planów inwestycyjnych na najbliższe trzy lata trwały do 15 maja br. I do tego dnia można było zgłaszać chęć budowy sieci na danym obszarze, co sprawi, że zostanie on wyłączony. Tam, gdzie rynek zamierza inwestować, nie należy używać pieniędzy publicznych.

 

W rachubę wchodzą tylko nowe sieci?

 

Niekoniecznie. Mowa jest także o modernizacji, ale takiej, która gwarantuje jakościowy skok. Za taką modernizację na pewno nikt nie uzna podniesienia prędkości oferowanego internetu z 20 Mb/s do 30 Mb/s. Chodzi o zasadniczą przebudowę, choć precyzyjnie tego nie określono. Z pewnością jednak taką modernizacją będzie zmiana sieci DSL na VDSL czy przejście z DOCSIS 1 na DOCSIS 3.

 

Czy to znaczy, że nie potrzeba już wykazywać liczby pozyskanych abonentów?

 

Decydująca będzie liczba wykonanych podłączeń. Z punktu widzenia nowej usługi mogą to być nawet dotychczasowe gniazda, ale po wspomnianej powyżej modernizacji.

 

Jakie niebezpieczeństwa czyhają na operatorów, którzy zdecydują się sięgnąć po pomoc unijną?

 

Operatorzy przyzwyczajeni są zazwyczaj do inwestowania własnych pieniędzy. Może więc być problem z dochowaniem procedur związanych z wydawaniem pieniędzy publicznych. Chodzi o odpowiednie postępowania przetargowe, rozliczanie projektu, itp. Ponadto można się zobowiązać do czegoś, czego nie uda się zrealizować. W jednej sprawie sytuacja jest lepsza. W poprzedniej perspektywie finansowej operator zobowiązywał się do pozyskania odpowiedniej liczby abonentów. Jeżeli nie wywiązał się z tego, to projekt nie został wykonany, co wiązało się choćby z częściowym zwrotem pieniędzy. Teraz zaś zobowiązanie dotyczyć będzie określonej liczby gniazdek. Oczywiście, jeśli operator nie podłączy do nich abonentów to będzie ponosił koszty, a przychodów nie będzie.

 

Jak, pana zdaniem, zachowa się rynek w stosunku do tych nowych reguł gry?

 

Na razie ciężko na to odpowiedzieć. Jest kilka istotnych zmian. Poprzednio duże inwestycje przeprowadzały głównie samorządy, a dotacje były dla średnich i małych operatorów. Teraz dotacje są praktycznie wyłącznie dla operatorów, bez ograniczenia co do ich wielkości. Mogą więc zgłosić się zarówno mali, jak i duzi. Ci drudzy na pewno są w lepszej sytuacji, bo po prostu duży może więcej. Choć z prowadzonych przeze mnie rozmów wynika, że ci najwięksi chętnie sięgną po duże projekty, ale chcą współpracować na lokalnych rynkach z mniejszymi podmiotami. Co z tego wyniknie, nie wiadomo. Ważne będą działania podejmowane przez izby gospodarcze czy stowarzyszenia mniejszych operatorów.

 

Czy nowa perspektywa finansowa to już ostatnia transza środków, które mogą być wykorzystane na rozwój naszej telekomunikacyjnej infrastruktury?

 

Sądzę, że tak. Chodzi o 1,2 mld euro dla Polski do roku 2020 (z rozliczeniem projektów maksymalnie do 2023). Później zapewne wyjdziemy już z unijnej grupy krajów ubogich i sami staniemy się płatnikiem. Być może pojawią się środki do wykorzystania przez całą UE, ale nie dedykowane wyłącznie dla Polski.

 

Jak ocenia pan wykorzystanie dotychczasowych środków?

 

Jeśli chodzi o tzw. absorbcję środków, czyli ich pozyskanie i wydatkowanie, to parametry są niezłe. Natomiast jeśli zastanowimy się nad sensownością tych wydatków, to mam mieszane odczucia. Patrząc bowiem na koszty pozyskania jednego abonenta można się przekonać, że czasem były to kwoty wręcz absurdalnie wysokie i całkowicie nieracjonalne. Trzeba o tym pamiętać przy okazji projektów w nowej perspektywie finansowej. Pieniędzy jest wprawdzie dużo, ale to nie oznacza, że przy ich wydawaniu możemy zapomnieć o elementarnych zasadach ekonomii. Przecież wybudowanie sieci to jedna sprawa, ale równie ważne jest jej utrzymanie. Jeżeli ktoś buduje sieć w miejscach, w których pojedyncze przyłącze kosztuje 20-30 tys. zł to trudno zakładać, że uda się te pieniądze odzyskać.

    • Numer 3-4/2023


    • Sportowe lato w telewizji


      Dwa wielkie wydarzenia sportowe są dla kilku nadawców okazją do zwiększenia liczby swych odbiorców i wpływów…

    • Zapraszamy do Zakopanego


      z Jerzym Straszewskim, prezesem Polskiej Izby Komunikacji Elektronicznej rozmawia Jerzy Papuga Panie Prezesie, przed…

    • Player.pl dla fanów motoryzacji


      MotorTrend to jedna z najbardziej uznanych na świecie firm- producentów programów motoryzacyjnych. Marka internetowa…